#5 Święta, święta i po...| Lalkowa rocznica spóźniona o 25 dni| Krawiecki debiut Lucyferka



Moje kochane diablątka! Witam Was, kochani, w ostatnim z trzech magicznych dni, na które rok rocznie czekamy z utęsknieniem. Przeprasza, że nawaliłam nieco z moim postowym planem na ten miesiąc, jednakże szkoła mnie znów dobiła do ziemi łokciem, kolanem i czym tam dała radę. Ja jej rady nie byłam w stanie dać, także do pierwszego dnia wolnego dosłownie ostatkiem sił się doczołgałam. Tak, tak to w sumie można ująć – nie dotarłam, nie dobiegłam, nie dobiłam, nawet nie dotoczyłam się. Ja się po prostu czołgałam. Niestety moje tegoroczne święta zapamiętam przez totalne osłabienie organizmu, nie opuszczające mnie osłabienie, zawroty głowy i mdłości (nie, to nie ciąża, złego diabli nie biorą, a swojego tym bardziej, jak zwykłam mawiać xd), także jest to też powód, dla którego post nie pojawił się w Wigilię. Najzwyczajniej w świecie moje diabelskie moce wzięły świąteczny urlop i nie miałam siły na robienie zdjęć, zresztą sami zaraz zobaczycie z czym wiążą się sesje zdjęciowe w moim pokoju *puszcza oczko* Jako, że w związku z powyższym/poprzednim/wcześniejszym, nie złożyłam Wam życzeń świątecznych, tak teraz chciałabym to zrobić!
Mam gorącą nadzieję, że Wasze święta były sto razy lepsze niż moje, że spędziliście je w gronie najbliższych, bez stresu, bez pośpiechu, że atmosfera była przepełniona spokojem i ciepłem, że potrawy na świątecznym stole smakowały jeszcze lepiej niż jedzenie w dni powszednie oraz, że Mikołaj był hojny w tym roku *szeroki uśmiech* Żywię głęboką nadzieję, że wszyscyście zdrowi i szczęśliwi, i że wszyscy szczęśliwie dotrwamy do końca tego roku!
Jak już o roku mowa… Prawdopodobnie nie wiecie, ale dokładnie dwadzieścia pięć dni temu minął rok odkąd zaczęłam lalkować! Mniej lub bardziej biernie, ale to wtedy, 01.12.2016 przybyła do mnie pierwsza lalka Była nią żadna inna, jak Pullip Cinciallegra – Jagódka. Fakt faktem pozostanie, że moje początki w tym hobby były naprawdę… Spokojne, rzekłabym. Naprawdę! Porównując na jakim etapie zaangażowania byłam kiedyś, a na jakim jestem obecnie, mogę spokojnie powiedzieć, że ono wzrosło, a nie zmalało. O ile mnie obserwacje nie zawodzą na ogół bywa na odwrót. Pierwsza fascynacja albo gaśnie, co oznacza że może jednak warto poszukać hobby gdzie indziej, albo wybucha gorącym płomieniem. No u mnie to poszło zupełnie od dupy strony, jak zwykle *rozbawienie* No cóż, żadnych fajerwerków jednakowoż z tego tytułu nikt nie wystrzelił, nie szkodzi. Ja za to przychodzę do Was z garstką świątecznych i nie świątecznych zdjęć, ponieważ na dwa dni przed wigilią odwiedziłam moją cudowną przyjaciółkę, Gabi i… Jak to się stało, że znowu ze zwykłego przyjacielskiego, babskiego spotkania zrobiło się lalkowisko? Należy dodać, że znów lalek było tyle, jakby spotkało się jakieś pięć osób, ale to pomińmy. W końcu nasze lalki razem ze stadkiem Kulki tworzą jedną wieeeelką, szczęśliwą rodzinkę. I powiem Wam, ponieważ ten blog jest także troszkę formą pamiętnika i nieraz mi się zdarzy przypadkiem uronić kroplę lub dwie własnych wewnętrznych odczuć, no to teraz też się nie będę powstrzymywać, a co tam, najwyżej jeśli nie chcecie czytać, spokojnie możecie przewinąć do fotek, nikogo nie winię *uśmiech* No więc powiem Wam, że nie spodziewałam się, że na mojej drodze staną tak cudowne osoby i że odnajdę przy nich swoje miejsce na ziemi. Z takim a nie innym hobby. Ponieważ, jak z pewnością doskonale wiecie ciągnie ono za sobą możliwość rozwijania kolejnych umiejętności. Szycie, malowanie, fotografia – manualne umiejętności, które nawet jeśli nie zawsze w życiu okazują się pomocne, to zdecydowanie je urozmaicają i wzbogacają nasze wnętrze, dają możliwość wyrażania siebie. I nawet nie będę ukrywać, że owszem, nie zawsze jest kolorowo, mamy z dziewczynami swoje wzloty i upadki, ale jesteśmy razem i dla mnie jesteśmy najwspanialszym Trio Demolki i Armagedonu na świecie *nazwa konfy na fb, nie pytajcie hah* I z tego miejsca właśnie, może i w ramach mijających świąt, może i w ramach mojej odrobinę spóźnionej rocznicy – chciałabym Wam serdecznie moje kruszynki, moje diablątka ukochane podziękować. Kocham Was bardzo mocno, jesteście moją inspiracją i motywacją do tego, by stawiać sobie kolejne cele i je realizować, by stać się tak samo wartościową i wyjątkową, jak Wy. Dla niektórych nasze hobby może być śmieszne, prawda, kochani? Ale jeżeli trafimy, na kogoś, kto zarzuci nam to stwierdzenie w twarz, przypomnijmy sobie ile dobrego nas dzięki niemu spotkało. Jak wspaniałych, utalentowanych i pełnych pasji ludzi dzięki niemu poznaliśmy. I nie wstydźmy się. Nie wstydźmy się czegoś z czego jesteśmy dumni! Ja jestem dumna mając takie przyjaciółki i nasze rozwydrzone i rozpuszczone dzieciaki. Na początku byłyśmy z Kulką we dwie, Gabi dołączyła do nas później, ale mam wrażenie, że właśnie jej jako dopełnienia nam brakowało. Moje serduszko czuje się w tym momencie tak kompletne, jak jeszcze nigdy, więc za to także chciałabym Wam moje bratnie dusze podziękować
Łaaaa…. Dobra, to przejdźmy może do tych zdjęć, co? Dyńków się raczej nie spodziewajcie, jakoś tak mi się machnęło znowu zdjęcia stricte bjd, przepraszam *skrucha*
 Raven się postarał i ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy uciułał na prezent dla Miriam. Chłopak stara się zapunktować, więc proszę, kibicujcie mu!

Raven: Słuchaj, ja wiem, że raczej na ogół sobie dogryzamy i w ogóle, ale... *urywa w połowie zdania, nie bardzo wiedząc, jak je dalej pociągnąć*
Miriam: Tak, Rave? *stara się go zachęcić*
R: No powiedzmy, że mam coś dla ciebie, no *mruczy z zakłopotaniem drapiąc się po karku*
M: Raven, nie trzeba było, naprawdę... *na blade policzki wstępuje delikatny rumieniec*
R: Siedź cicho, bo się rozmyślę i tyle będzie z prezentu *zaciska zęby i lekko ujmuje jej dłoń*
M: Ileż w tobie taktu *prycha z przekąsem i rozbawieniem jednocześnie* 
R: Nie denerwuj mnie, pchło, ostrzegam...
M: Żartuję, żartuję! Dziękuję ci, wielkoludzie *ściska lekko jego dłoń*
R: Wesołych świąt, cholero *posyła jej cwany uśmiech, pogłębiając tym samym rumieniec na jej twarzy i wręczając prezent*


M: Jest... Brak mi słów, dziękuję! Chociaż mogłeś to zrobić na stojąco, mama nas uwieczniła na zdjęciu i na pewno zrobiła to tak, by wyglądało, że mi się oświadczasz.
R: Chyba zapiszę to w kalendarzu! Tobie zabrakło słów?! TOBIE? Echhh... Sorry, Jezusku, ale w przyszłym roku tego dnia będziemy obchodzić zgoła inne święt... Aishh! Za co to było?! To ja ci daję prezent, a w zamian dostaję z pięści? Bokser! *rozmasowuje ramię*
M: Za żywota! Za ojczyznę! 
R: Jak zwykle urocza. Teraz to na pewno ci się nie oświadczę, zapomnij! *mruczy pod nosem*
M: Jak zwykle uroczy. Płakać z tego powodu nie będę *papuguje go, śmiejąc się cicho*
*z rozbawieniem kierują w swoją stronę ciepłe spojrzenia*


 Pierwszy rodzinny portret! Ja Wam mówię, z tych przekomarzanek, to niedługo będzie prawdziwie rodzinny portret!
R: Hej, hej, hej! Lu, czy twoja wyobraźnie nie zwiała z kicia przypadkiem?
Ja: Ależ przecież nigdy w nim nie siedziała!
R: No to może powinna była *prycha* 
M: Rzadko się z nim zgadzam, ale w tym wypadku to nawet pomogę ją zapuszkować.
Ja: No widzicie?! Dogadujecie się idealnie! 
M&R: Luu... *złowrogie, ciskające gromami i piorunami spojrzenia, chyba powinnam już zbierać nogi za pas*


 Okej, może te zdjęcia nie do końca wyglądają jak świąteczne... Może mogłam ukraść bombki z choinki... 




Niektórzy sobie pojeżdżą na sankach *smutek* My znowu mogliśmy sobie pomarzyć o białych świętach. Jak Lucyfera kocham, przeprowadzę się w góry! 


O, a tutaj w sumie leży sobie prezent dla Jagódki. Mały króliczek! No bo ona sama jest jak taki króliczek, przynajmniej tak twierdzi Lyssander. 

 Jemioły nie miałam, więc niestety nie mogłam ich zmusić do świątecznego całusa, cóż... Ja i tak sądzę, że to tylko kwestia czasu *przebiegły uśmiech*
Raven: A ja sądzę, że kwestią czasu pozostaje kiedy trafisz do czubków.
Ja: Jak przyjadą po ciebie, to łaskawie pozwolę się zabrać, żeby ci towarzystwa tam nie brakowało. Umilę ci czas rozmowami i w ogóle, bo w kaftanie bezpieczeństwa to niewiele więcej do roboty ci pozostanie!
*Miriam taktownie milczy i pali buraka*
R: No może też byś zainterweniowała, co? Ona mnie obraża! *zwraca się do Miriam*
M: Widocznie ci się należy! Mam ci przypomnieć, który wysoki jak brzoza czubek także był za jej pomysłem, mimo że brakowało jemioły? 
Ja: Moja krew *z zadowoleniem patrzy na owiniętych kocem*


M: No nie dąsaj się.
R: Będę! 

M: No weź...
R: Nie wiem czym dilujesz, ale nie wezmę, dzięki.
M: Niewychowany gbur.
R: No już, nie fochaj się, żartowałem *uśmiecha się pod nosem, obejmując naburmuszone dziecko*

 
Niedźwiadek: Hehehe... Będę miał z nimi ciekawie!

Także... Tak wyglądały nasze dzisiejsze perypetie. Cieszę się, że osłabienie mnie opuściło, bo strasznie stęskniłam się za ich przekomarzankami. Następna porcja zdjęć, którą Wam zaserwuję powstała jako owoc współpracy mojej i Gabi. Gabi cykała, ja ustawiałam, czasem zakomenderowała przestawienie, więc przestawiałam i achhh prawdą jest, że autorami zdjęć może być więcej niż jedna osoba, kto nie dowierza, niech uwierzy mi na słowo! Zdjęcia te z pewnością część z Was zna z naszej grupki na Facebooku (Lalkowa kawiarenka... zaprasza!), ale no nie mogłam ich nie wstawić, są tak piękne! Za obróbkę odpowiedzialna jest Gabrysia, za obsługę aparatu też. Podziwiam, naprawdę, bo miałam tego potwora w rękach raz i poprosiłam, żeby jednak dała mi swój telefon. Było to podczas wcześniejszego spotkania, na którym była też Kuleczka, robiłam im wtedy wspólną fotkę na takim wieeelkim świecącym fotelu, który był ustawiony na placu przed Manufakturą!

Serię z tejże sesji zacznijmy od mojego ukochanego maleństwa! Znana Wam już doskonale Miki aka Precelek aka Wicherek! Rozpłynięcie się nad jej rozkoszą za 3... 2.. 1...


Siostrzyczki! Po drugiej stronie aparatu kibicowała najstarsza - Miri!


Uwielbiam zdjęcia z lustrem, sama powinnam pomyśleć nad lustrzaną sesją. Gabi jest mistrzem w tej dziedzinie. Mimo, że nie na pierwszym planie, to najbardziej uwagę przykuwa Mara, kolejna miłość mego życia.


Oczywiście po zawitaniu w progu pokoju mojej przyjaciółki, Miki znalazła się przy nas pierwsza. Dwie bratnie dusze w postaci Ravena i Precelka znowu razem!


Kocham to zdjęcie. Poza tym im dłużej obcuję z tymi moldami i tymi modelami lalek, tym bardziej się w nich zakochuję i mocniej przekonuję. Kiedyś już wspominałam, że nie pałałam szczególną miłością do minifee i mniejszych modeli z serii, jednak stopniowo w moim sercu kolejne rozmiary znajdują miejsce. Luizka, widoczna na zdjęciu littlefee też mnie zawojowała. W sekrecie Wam powiem, że w najbliższym czasie... Okej, nie takim znowu megaśnie najbliższym, ale w SWOIM czasie moje stadko się powiększy się także o "wróżkowe" lalki! W pierwszej kolejności jednak planuję aparat i błagam, trzymajcie mocno kciuki, ponieważ jeżeli chcę wszystkie plany w miarę sprawnie zrealizować, to muszę BARDZO MOCNO ZACISNĄĆ PASA.


 No niech mi ktoś powie, że oni nie są dla siebie stworzeni, to nie uwierzę, bo tu mam dowód!



Przed państwem ulubiony okruszek Miriam - Lusia! To znaczy w sumie razem z Miki zajmują jedno miejsce, ale kiedy Raven pojawia się na horyzoncie, to Miki nikogo innego nie widzi. Lusia jest kruszynką Emilki, naszej cudotwórczyni, której dzieło mogliście podziwiać nie dalej jak post lub dwa posty temu, kiedy to gościłam Miki i przyjechała ona ze swoją króliczą maskoteczką. Wygląda na aniołka, ja uważam że nim jest, ale przed świętami podobno ładnie pomagała w kuchni przy pierogach!


A tutaj cała ferajna! Poważnie rozważam ustawienie tego zdjęcia na tapetę w telefonie, poważnie! Uważam, że każdy szuka kogoś w swoim życiu. Prędzej czy później się z tymi poszukiwanymi odnajduje. No i właśnie wygląda na to, że oni się odnaleźli ze sobą tak samo, jak ja z moimi dziewczynami <3


Okej, mogę oczyścić własne sumienie, chyba znowu zasypałam Was pokaźną ilością zdjęć, część znacie, części nie, nie mniej klimatem do siebie pasują, tak mi się wydaje. Obchodząc swoją lalkową rocznicę, powiem Wam, że nie mogę doczekać się rocznicy bloga! Już niedługo, już niedługo... Porównywanie zdjęć z pierwszych postów z tymi najnowszymi pokazuje mi, że jednak się rozwijam. Nadal nie jest idealnie, ale dysponując jedynie aparatem w telefonie i jednym z najprostszych programów... graficznych? Nie wiem, czy tak mogę go nazwać, ale nie gardzę, ponieważ coraz lepiej go poznaję i mimo ograniczeń, to chyba widać jakiś minimalny progress. Jak myślicie? 
Dzisiaj żegna Was Luizka, kochany, wywalczony pulasek <3 Jej mamusią jest Gabi, ale walczyły o nią wszystkie ciocie! Czemu wywalczony? O tym i o tym w jaki sposób, opowiem w jednym z kolejnych postów! Przy dobrych wiatrach może to być szybciej niż myślicie.
Trzymajcie się ciepło, moje kochane Diabełki, następny post na dniach, ponieważ będziemy podsumowywać ten nieszczęsny 2017 rok, więc do rychłego napisania! Kocham Was wszystkich bardzo bardzo mocno! 

A!! Bym zapomniała się pochwalić! Aż nie wierzę, w końcu jako Lucyfer z Piekła Rodem jestem z natury mało skromna!
Przełamałam się, zebrałam do kupy i... No i okaleczyłam pierwsze skrawki materiału. To znaczy... spróbowałam swoich sił w szyciu i jak na pierwszy raz, przekrzywiając głowę, mrużąc oczy - albo zamykając, jak wolicie! - chyba ujdzie... Gdzieś, jakoś bokiem... Miriam prezentuje mój pierwszy w krawieckiej karierze bezrękawnik. Ni to bluzka, ni to bluza, zszyte ręcznie od początku do końca, za ciasne... Ale z prototypami i pierwszymi razami tak to bywa. Wierzę, że każdy kolejny będzie lepszy... Pod warunkiem, że pokonam swój lęk przed maszyną do szycie. Mama się ze mnie śmieje i nie dowierza: "Jak to? Nie boisz się prowadzić samochód, a maszyny do szycia się boisz?" "No bo widzisz, mamo... Samochodowi, mojej cudnej Żabce, nie pęknie igła, która może mnie skaleczyć w oko albo przebij aortę!" "Dziecko drogie..." No i w tym momencie się kobieta załamała. Jakieś metody na pokonanie tego lęku? Nie pogardzę, wspomóżcie swojego biednego Diabełka!


Przy okazji kurteczka od Gabi! Cudo, nie? Ogólnie outfity lalek jak zwykle są w większości jej dziełem... chyba tylko dresowe gacie Ravena tutaj nie wyszły spod jej ręki. 
Okej, teraz naprawdę już się z Wami żegnam! Nie dajcie się choróbskom! Do napisania <3

4 komentarze:

  1. Komentowanie próba #2
    Luś, bardzo się wzruszyłam i dziękuję za Tyle ciepłych słów. Tak, do dopełnienia brakowało nam tylko Gabi. Nasze diabelskie trio haha :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogspot bywa oporny XD Ale cieszę się, że byłaś tak wytrwała i ponowiłaś próbę <3 Nie ma za co <3 Jak się ma takie Was, jak mam ja, to trzeba to celebrować <3

      Usuń

Allan: Święta w Rivenhall

Witajcie, kochani! Nie było mnie tutaj wieki! Ale bardzo dużo działo się ostatnio w moim życiu, między innymi studia, rozpoczęcie nowej pra...